Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Ułożyłam się wygodnie, razem z mężem w łóżku. Tyloma komplementami mnie obrzucał... Jak miałam sprostać temu wszystkiemu? Jak miałam być tak wielka, jaką on mnie widział? Naprawdę... Byłam tylko dzieckiem, bardzo zdolnym i ambitnym... Eh...
- Będziemy spać tak długo, aż organizm się wygeneruje tak jak należy - szepnęłam, gladac dłoń na jego torsie, a zaklęcie jakby rozpłynęło się najpierw po jego ciele, a potem przeszło na mnie i dokładnie tak samo rozpłynęło się po moim. - Kocham cię... - zdążyłam wymamrotał, nim powoli kompletnie mi opadły, a usta odmoily posłuszeństwa.
Offline
Kiedy spotkałem się, po północy z czarodziejką i kronikarzem... Bali się moich słów. Było to łatwo dostrzec, nie musiałem nawet używać swojej magii czy uważniej się przyglądać, ja chyba nawet podświadomie domyślałem się jak skrzywdzi ich cokolwiek nie powiem. Już nawet nie chciałem myśleć o tym jak zareagowała Evangeline słysząc jaką decyzję podjąłem. Rany, ona mnie naprawdę... Ona mnie naprawdę nie znosiła, przez to, że nie chciałem wybijać poddanych? Przez to, że jej nie posłuchałem? Sam już teraz nie wiedziałem. Nie wiem czy potrzebowałem kolejnego zmartwienia na barkach, jednak cóż... przyjąłem i to.
- Vivian Leeches - spojrzałem miękko na czarodziejkę. - Pojedziesz do wioski, w której rozpoczęła się choroba - uznałem spokojnie. - Już zorganizowałem ci twoją karetę, oraz ochronę. Będzie to kilka dni drogi - przyznałem, a potem spojrzałem na nią łagodniej. - Będą tam na ciebie czekać medycy i badacze, którzy przetrwali chorobę i próbują zrozumieć jej źródło. Wysłuchasz ich osobiście i sama zaczniesz prowadzić swoje badania. Jeśli choroba się rozprzestrzeni za bardzo... - skrzywiłem się lekko. - Wtedy wydam rozkaz odcięcia części zarażonej królestwa, a ty wrócisz z ostatnim transportem - wyjaśniłem. - Trzeba przede wszystkim zatrzymać chorobę...
Offline
Mimo że sama zaproponowałam to rozwiązanie,mimo że spodziewałam się właśnie takiej odpowiedzi i tak poczułam się przytłoczona, a samotna łza spłynęła po moim policzku. Pokiwałam jednak głową posłusznie, zaciskając zęby na kilka sekund.
- Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy królu, aby nie dopuścić do tego, by choroba pochłonęła królestwo... - Przelknelam gule w gardle, skupiając się. To nie czas na przeżywanie. Musiałam utrzymać spokój i powagę. W końcu stałam przed swoim królem, któremu złożyłam obietnice... - Kiedy ruszam, królu? - spytałam.
Offline
- Sądzę, że za siedem nocy. Musimy zgromadzić zapasy na twój wyjazd... konie są już przygotowywane na podróż, a twoi ochroniarze także są powiadomieni, że będą odpowiedzialni za twoje bezpieczeństwo - pokiwałem głową. - Pojadą z tobą jedni z waszej obstawy... Byś ty i twój mąż byli spokojniejsi - dodałem, bo gdy dostrzegłem łzę na jej policzku...
Wampirzyce nie płakały. A jeśli już dopuszczały do siebie płacz, były wtedy w zbyt tragicznym stanie, by zachować spokój, tak jak to Vivian zrobiła.
- Spakujesz co będzie ci niezbędne... Będziesz cały czas z mojego rozkazu, pod moją ochroną... - powiedziałem spokojniej. - Zaopatrzymy powóz w warzywa i owoce, oraz wszelkie zioła. Sporządź listę, a już jutro przekażę ją królewskiemu ogrodnikowi - mówiłem dalej, starając się... mówić spokojnie? Albo przynajmniej z nutą szacunku, na jaki zasłużyła czarodziejka podejmując się tej ryzykownej wyprawy.
Offline
Uśmiechnęłam się lekko, kiwając głową. Siedem nocy... To całkiem sporo, to jeszcze nie już. Gdy król powiedzial o gotowej karocy byłam niemal pewna, że zostało mi jeszcze parę godzin, ale jednak miałam dni, więc... Trochę odetchnęłam.
- Dziękuję królu - szepnęłam, ocierając pospiesznie samotną łzę. Nie odrywalam jednak wzroku od władcy. Nie wstydziłam się swoich łez, chyba miałam do nich prawo? To nie był normalny ciężar który spada na dziewczyny w moim wieku... - Listę mogę przygogotowac już zaraz... To nie problem.
Offline
- W porządku. Przekaż ją od razu strażnikom, oni będą wiedzieć co z tym zrobić - pokiwałem głową i spojrzałem jeszcze przelotnie na kronikarza. Miał napiętą twarz, wszystkie mięśnie miał napięte... No cóż... - Wierzę w ciebie, Vivian Leeches - dodałem na koniec i wyszedłem z nowej biblioteki, by ukryć się w swoim gabinecie. Evangeline już raz mnie okrzyczała z powodu mojej decyzji co do czarodziejki, jednak ostatecznie uznała, że to nie jest jej interes i wyszła z gabinetu, bez większej ilości słów. Niestety...
Offline
DZIEŃ DO WYJAZDU CZARODZIEJKI
To że nie zgadzaliśmy się z mężem co do wielu spraw, było już niemalże czymś nierozłącznym w naszej relacji. Zgubiliśmy nić porozumienia i chyba nie będziemy w stanie zapleść jej na nowo. Przynajmniej w tej chwili wydawało mi się to być niemal niemożliwe. W tej i w najbliższych miesiącach, a nawet i latach.
Postanowiłam jednak tą jedną decyzję męża przemyśleć głębiej, zrozumieć bardziej, niż zazwyczaj... Hm, nie. Ja zazwyczaj nie zagłębiałem się w jego myśli i postanowienia. Po prostu przestawałam głośno wyrażać swoje niezadowolenie z nich. Tym razem chciałam nieco inaczej.
Zaprosiłam czarodziejkę do swojego saloniku, by postarać się porozmawiać,a nie rozstluc na jej twarzy kieliszek. I mogłam być z siebie dumna, bo się udało. Poczęstował ją czarodziejkę winem, sobie dolewając krew. Wypytalam ją o jej intencje, nie kryjąc się z zaglądaniem do jej umysłu. Ta dziewczyna była sprytniejsza niż na to wyglądała, wyczuwałam to od samego początku, odkąd tylko wdarła się z wampirem do palacu. Dlatego ciężko było mi powezac jej jakiekolwiek ważne zadanie, tak jak robił to mój mąż.
Vivian odpowiadała spokojnie, niemal tak, jakby przewidziała to spotkanie i zdążyła się przygotować, ale nie dało się nie zauważyć że dłonie bardzo jej się trzęsły, gdy unosiła co jakiś czas kieliszek, by raptem zamoczyć w nim wargi. A mimo wszytko i tak dostała wypieków od alkoholu.
Wzięłam głęboki oddech, podnosząc się z miejsca, by sięgnąć po butelkę z winem i dolać sobie do kieliszka. Tylko dobie bo czarodziejka nadal prawie niczego nie wypiła.
- A twój mąż? Chyba nie zgadza się z twoją ideą. Prześmieszne, wampir nie chce byś ratowała jego rasę, ale ty jako kompletny odmieniec wśród nas, chcesz się poświęcać... - zauważyłam, zasiewają w niej niepokój. I udało się, dziewczyna głośniej przełknęła ślinę,starać się unikać mojego wzroku. - Patrz na mnie gdy ze mną rozmawiasz, czarodziejko - zagrzmiała m pouczająco, krzywiąc się z niesmakiem. Dziewczyna podniosłam wzrok, prostując się. - Widać że jesteś wieśniaczką - mruknęłam bardziej do siebie,znów siadając na swoim miejscu naprzeciwko niej, z pełnym kieliszkiem. - A więc? Zadałam ci pytanie - przypomniałam.
Vivian chwilę odczekała, zanim się odezwała,zapewne przypominała sobie pytanie i układała odpowiedz.
- Isaac martwi się o mnie, ale to nie tak że się nie zgadza... Jest sfrustrowany, że sam nie może pomóc, że nie może tego zrobić za mnie. Wolałby pojechać zamiast mnie lub przynajmniej że mną by mi towarzyszyć,ale nie jest to możliwe. Może zachorować. A tego nie zniosę ja...
- Nie zniesiesz? - zapytałam, przerywając jej ze śmiechem. - Twój umysł i ciało jest silne. To faktycznie jest całkiem fascynujące,rozumiem ciekawość króla - powiedzialam rozbawiona. - Twoja przepełniona czystą magią krew musi smakować wybornie i dodawać niezwykłej siły - zauważyłam, unosząc brew.
Czarodziejka zadrżała, zaciskając jednak mocno wargi, jakby ktoś ją ostrzegł, że może być prowokowana. Ah, nie ktoś, nie byle kto, a sam Isaac zapewne. Przygotowywał ja na wszystko... Starał się myśleć za nią... Wzięłam głęboki oddech, odciągając myśli od tego tematu.
- Rozłąka z ukochanym nie jest prosta. Nawet gdy się wie, że się do niego wróci. Zanim wyruszyliśmy w podróż, wspólną podróż która doprowadziła nas tu, nie widzieliśmy się rok. I może mi królowa wierzyc lub nie, ale ten ból, ból rozłąki, jest nie do zniesienia. Jest torturą, która ciągnie się w nieskończoność - powedziała, a na jej twarzy pojawił się najbrawdziwszy grymas bólu. - Torturą, która może się skończyć tylko poprzez obowne spotkanie lub... - nie dokończyła, a głos jej zadrżał.
- Lub śmiercią - powiedzialam sucho, nie przeżywając jej emocji, jednak wyczuwając jak nią wstrząsnęło to wyznanie. I mimo mojej obojętności, która w gruncie rzeczy była mocno udawaną, poczułam że te słowa w jakiś sposób do mnie trafiają ale nie rozumiałam jeszcze w jaki. - Niesamowite - dodałam znudzonym głosem, wywracając oczami. - Nie mam więcej ochoty na rozmowę. Możesz wracać do siebie. I... Zachowaj naszą rozmowę dla siebie, czarodziejko - powedziałam z nutą grozy, na co przytaknęła i podniosła się pospiesznie z miejsca, kłaniając.
- Zachowam dla siebie szczegóły rozmowy, obiecuje królowo - zapewniła mnie, kłaniając się z szacunkiem i opuszczając mój salonik.
Nienawiść jest banalna. Wywodzi się ze złości, niechęci, niewiedzy, obrzydzenia, a czasami nawet z krzywdy i bólu. A my ostatnimi czasy nie mamy do czynienia z żadnym z powyżej wymienionych. Zauważyłeś?
Offline
Patrzyłem jak Isaac pakuje rzeczy swojej żony na karoce. Czarodziejka śmiała się, że jest taki silny, ale w ich zachowaniu dało się czuć napięcie, strach, ból... Udawali sami przed sobą silny. Jednak kiedy woźnica i strażnicy na swoich koniach także przybyli i powitali się z małżeństwem... Vivian i Isaac złączyli się w silnym uścisku. Bez namiętności. Czyste uczucie. Szeptali do siebie wyznania miłosne, bez problemu słyszałem je z daleka, bez problemu czułem wszystko to co oni... Strażnicy z pobłażaniem pokręcili jedynie głowami i dali im przestrzeń, a ja... ja po prostu wpatrywałem się w nich z odległości, z taką samą fascynacją, jak wpatrywałem się miesiące temu podczas ich ślubu.
Spiąłem się jednak, kiedy u mojego boku pojawiła się Evangelina.
- Przyszłaś... - zauważyłem pod nosem, nie kryjąc zaskoczenia i dodatkowo wzmacniając barierę mojego umysłu. - Zaraz będą ruszyć... - dodałem, wyłamując sobie palce w lekkich nerach za plecami i znów przenosząc wzrok na małżeństwo wampira i czarodziejki.
Offline
- Przyszłam - przytaknęłam, oddychając spokojnie. Patrzyłam na Leechesów, tak jak i Mikhail,choć z mniejszym uporem. - I wiem że zaraz wyjeżdżają - zapewniłam go, kiwając lekko głową. Zamilkłam znów na chwilę i dopiero potem spojrzałam na Mika. - I czuję się bardziej przekonana co do tego pomysłu - oznajmiłam, obserwując dokładnie reakcje męża na jego słowa. - Zapewne obiło ci się o uszy, że wczoraj rozmawiałam z czarodziejką i tak jak zauważyłeś, naprawdę rozmawiałam, a nie wyrzucałam się na niej - zaznaczyłam, czując taką potrzebę. - Być może za bardzo się unioslam podczas naszej poprzedniej rozmowy, ale nie myśl że będę cię za to przepraszać. Na pewno nie teraz. Ale po rozmowę z czarodziejką czuję się bardziej przekonana. Być może coś jej się uda. Ale to tylko wystraszone dziecko. Ona ma ile? Raptem 20 lat... Nie pokładam wszystkich nadziei w dziecku, ale czuję potencjał. - Przelknelam gule w gardle, spoglądając znów na żegnających się kochanków... Czy jak to się nazywało. - A potencjał ma na tyle duży, że wciąż nie umiem mieć do niej tyle zaufania ci ty, królu.
Nienawiść jest banalna. Wywodzi się ze złości, niechęci, niewiedzy, obrzydzenia, a czasami nawet z krzywdy i bólu. A my ostatnimi czasy nie mamy do czynienia z żadnym z powyżej wymienionych. Zauważyłeś?
Offline
- Nie oczekuję byś miała do niej zaufania tak wiele jak ja - przytaknąłem miękko, szczerze mówiąc nieco się rozluźniając. W duchy przez chwilę bałem się, że znów zacznie się na mnie wyżywać. Nienawidziłem gdy tak gnębiła moje pomysły i wizje, jednak od dawna, mniej więcej od czasu paktu między wampirami i wilkołakami, nauczyłem się ignorować jej nieprzychylności. - Często rozmawiałem z Vivian, od dawna... Tak więc mam mocniejsze fundamenty swojej wiary w nią - zauważyłem i choć nadal nie spoglądałem na Evie, starałem się nie wbijać wzrok w dwójkę zakochanych. Czarodziejka miała w oczach łzy, kiedy całowali się z Isaaciem, lecz wampir cały czas pocieszał ją, mówił jak potężna jest i że lada moment do niego wróci... Uśmiechnąłem się smutno spoglądając na nich, trochę bezwiednie, po prostu...
Nikt tego nie dostrzegał we mnie, w końcu panowało przekonanie, że rodzina królewska nie ma serca, lecz moje serce rozgrzewała myśl, że w małżeństwie Isaaca i Vivian... jest to coś.
- Mam dobre przeczucia - przyznałem po kilku chwilach. - Czarodziejka dokonała już wiele niemożliwych rzeczy... Nie bez powodu pokładam w niej nadzieje.
Offline
- Wiem, Mikhail - przytaknęłam dosyć sucho, choć jakby się wsluchac, to można było wyczuć prawie nieznaczną, ciepłą nutę. A ponieważ mój mąż mnie znał, na pewno ją poczuł. Wzięłam głęboki oddech. - Przyszłam tu w pokojowych zamiarach. Nie będę negować tego, co robi czarodziejka, ani twoich decyzji względem niej. Dopóki nie wróci, będę starała się cię popierać. Jedyne co nas teraz ma obronić przed większymi stratami jest dziecko w które wierzy król. Nie zostało nic poza wspólną wiarą królu - szepnęłam i nie mogąc już dalej stać w tym miejscu obrocilam się od Leechesów. - Do zobaczenia później.
Nienawiść jest banalna. Wywodzi się ze złości, niechęci, niewiedzy, obrzydzenia, a czasami nawet z krzywdy i bólu. A my ostatnimi czasy nie mamy do czynienia z żadnym z powyżej wymienionych. Zauważyłeś?
Offline
- Do zobaczenia, królowo - odparłem, patrząc jak Isaac stoi na drodze, mimo iż karta już odjechała. Wpatrywał się tak długo jak pozwalał mu wzrok, jednak gdy już zniknęła za rogiem, skulił się jakby był małym, przerażonym zwierzątkiem. Słyszałem, że płacze... I choć początkowo nie chciałem, podszedłem do niego, i po prostu położyłem rękę na ramieniu. Mimo iż poczuł moją siłę, nie uspokoił się od razu.
- Chcesz przejść się na salę treningową? Wypocić żal? - zapytałem ze zrozumieniem w głosie. Kronikarz milczał kilka chwil, jednak zaraz skinął głową.
- Tak panie... Wasza wysokość? - uniósł przekrwione od płaczu oczy mnie i opuścił głowę z szacunkiem. - Dziękuję, królu. Naprawdę...
A ja po prostu pokiwałem głową i odszedłem ze słabym, smutnym uśmiechem na ustach. Bo mimo iż na dworze panowało to przekonanie, że władcy nie mają serca... Ja w istocie miałem. Jak to Evie kiedyś powiedziała "bardzo delikatne". Dzięki Leechesom sobie o nim przypomniałem, chyba nawet aż za dobrze.
Offline
Kilka dni po wyjeździe czarodziejki niesłony okazje zjeść wspólny posiłek z królem. Zasiadłam do stołu punktualnie, natomiast Mikhail najwidoczniej był zajęty, ponieważ przyszedł nieco spóźniony. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Choć ja nie lubiłam zaliczać się do tych pierwszych.
- Czy mi się zdaje, czy zaciśniasz więź z kronikarzem? - zapytałam z lekka kąśliwe, ale nie jakoś bardzo, zjadając kolejny kęs i spoglądając na króla, który właśnie zasiadał do stołu.
Nienawiść jest banalna. Wywodzi się ze złości, niechęci, niewiedzy, obrzydzenia, a czasami nawet z krzywdy i bólu. A my ostatnimi czasy nie mamy do czynienia z żadnym z powyżej wymienionych. Zauważyłeś?
Offline
- Nie chce by mi popadł w depresję - wywróciłem oczami. - Młode wampiry są okropnie podatne na silne emocje, a uparcie odmawia skorzystania z moich panien w ramach poprawy nastroju - westchnąłem ciężko i usiadłem do stołu. - Poza tym to inteligentny wampir, dobrze mi się z nim rozmawia. Wychował się w rodzinie handlowej, podróżował po różnych dworach... To są konwersacje naprawdę na poziomie - przyznałem, pochylając się do posiłku. - Ma silny umysł jak i ciało. A magia jego czarodziejki nie pozwala mi wszystkiego rozszyfrować. Fascynująca sprawa...
Offline
- Tak wiem, już to słyszałam zbyt wiele razy - mruknęłam, wywracając oczami. - A ty ucinasz sobie z nim pogawędki "na poziomie", bawiąc się w niańkę? Nie od tego jesteś królu - zauważyłam dosyć ostro i westchnęłam ciężko. - Hm, bolą go myśli, więc niech postara się by bolało go ciało, wtedy tamten ból przynajmniej na chwilę ucichnie - zasugerowałam dosyć niewinnie, wzruszając ramionami. - Taka mała sugestia od złej królowej - powedziałam z lekkim rozbawieniem.
Nienawiść jest banalna. Wywodzi się ze złości, niechęci, niewiedzy, obrzydzenia, a czasami nawet z krzywdy i bólu. A my ostatnimi czasy nie mamy do czynienia z żadnym z powyżej wymienionych. Zauważyłeś?
Offline
- Trenujemy razem, by właśnie to zrobić, zła królowo - zmrużyłem oczy, spoglądając na nią. - Nie lubisz go, wiem o tym. Jednak sama wiesz jak sprawnie potrafi rozmawiać z nami, z władcami, a zarazem... - pokręciłem głową. - Przez te kontakty z czarodziejką jest w nim coś dziwnego. Jego styl walki jest dziki, widać, że uczył się go w lesie - westchnąłem, jedząc spokojnie posiłek. - Nie wiem, czy polubił by twoje metody radzenia sobie z bólem, Evangeline...
Offline
Wzruszyłam ramionami.
- Ty i ja nie musimy się tym martwić. Dusimy ból zanim zdąży do nas porządnie dotrzeć,że naprawdę go odczuwamy - zauważyłam, przeszywając męża wzrokiem. - Niech kronikarz radzi sobie z bólem jak chce, nie obchodzi mnie bic poza jego obowiązkami, tym jak się z nich wywiązuje - podsumowalam, odkładając sztućce na bok i sięgając po kielich. - Po prostu myślę że spoufalasz się z nim za bardzo.
Nienawiść jest banalna. Wywodzi się ze złości, niechęci, niewiedzy, obrzydzenia, a czasami nawet z krzywdy i bólu. A my ostatnimi czasy nie mamy do czynienia z żadnym z powyżej wymienionych. Zauważyłeś?
Offline
- Całe szczęście nie ty decydujesz o tym z kim mi wolno lub nie wolno utrzymywać kontakty - burknąłem. - Isaac Leeches jest pierwszym wampirem w tym pałacu, który lubi spędzać ze mną czas, w zupełnie nie seksualny sposób. Jeszcze lepiej, ufm Isaacowi, bo wiem jak wiele mi zawdzięcza i jak wiele znaczy dla niego moja pomoc i przychylność... Nie używa mojego imienia z szacunku, jednak nie obraziłbym się gdyby zaczął - wywróciłem oczami. - Dobrze jest czasem mieć po prostu przyjaciela - skwitowałem ostrzej. Isaac naprawdę był pierwszym wampirem, który lubił spędzać ze mną czas. Evie chciała go spędzać wyłącznie w łóżku lub na radach i sam nie sądziłem, by na radach była jakoś wielce zadowolona.
Offline
- Cudownie, to wracaj do spędzania z nim zcasu i zabawianiu go - odparłam z szerokim, sztucznym uśmiechem i dopilam swoje wino a następnie podniosłam się z miejsca. - Dzięki tobie straciłam apetyt, więc masz szczęście, moja obecność nie będzie ci psuć nastroju - podsumowalam i z wielkim niezadowoleniem opuściłam jadalnie, choć tak naprawdę miałam ochotę zjeść posiłek w towarzystwie męża, jednak po takiej wymienię zdań nie widziałam już szansy na spokój.
Nienawiść jest banalna. Wywodzi się ze złości, niechęci, niewiedzy, obrzydzenia, a czasami nawet z krzywdy i bólu. A my ostatnimi czasy nie mamy do czynienia z żadnym z powyżej wymienionych. Zauważyłeś?
Offline
Trenowałem. Król powiedział, że to jedyne lekarstwo na bóle i troski, przemiana to w zmęczenie od ćwiczeń. Tęskniłem za Vivian w sposób nie opisywalny, co mi jako kronikarzowi, nigdy się nie zdarzało. Byłem... Sfrustrowany. Trochę wpadałem w obłęd bez niej obok. Król mówił, że powinienem skorzystać z jego haremu, panien i panów, że gdy poczuje ich błogość i spokój, że gdy sam się oddam przyjemnością to bóle znikną. Pewnie miał rację, a Vivian dala... Dała mi pozwolenie na to bym był wampirem. Ale nie mogłem, nie chciałem uprawiać seksu z kimś innym niż moja czarodziejka.
Zbliżyliśmy się z królem. Nie tylko pisałem kroniki, rozmawialiśmy, dyskutowaliśmy, liczył się z moim zdaniem... Zajmował mi myśli by ww jakiś sposób pomóc, a ostatecznie... Ostatecznie chyba lubił gdy ktoś go po prostu wysłuchiwał. To nie było zwykle zadufanie we własnym głosie, dostrzegałem w tym... Potrzebę akceptacji? Choć może po prostu dobrze mi się go słuchało. Szanowałem go wielce, co by nie mówić, a gdy poznałem go osobiście był jedynie jeszcze lepszy niż dotychczas sądziłem...
Ktoś przekroczył pewnym krokiem próg sali treningowej, na co odwróciłem głowę w tamtym kierunku. Królowa...
- Król wyszedł do księżniczki jakiś czas temu, pani - powiedziałem spokojnie, prostując się i kłaniając. - Choć z tego co mi wiadomo jesteście pokłóceni... Już zwalniam salę, jeśli chcesz ćwiczyć, moja pani - powiedziałem, sięgając po ręcznik i wycierając twarz oraz kark.
Offline