Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnęłam się ciepło na to wspomnienie i pokiwałam głową, skubiąc bułkę swojego burgera.
- Tak! Pamiętam, był przeslodki - przytaknęłam rozbawiona. - I bardzo odważny, jak na takiego malca. Oboje mieliśmy dobry humor przez resztę dnia - wspomniałam, wzdychając cichutko z uśmiechem na ustach. - I napisałeś o tym? Cudnie - szepnęłam. - A gdybyś tak... Napisał ich dużo? I wysłał do jakiegoś wydawnictwa? - zasugerowałam, unosząc pytająco brew.
Offline
Westchnąłem cicho.
- Nikt mnie nie wyda - zauważyłem. - Jestem tylko wampirem w mieście czarodziei. Sam nie wiem czy ktoś będzie chciał mnie czytać - westchnąłem. - Jeśli wyda mnie na razie moja gazeta i okaże się, że czytelnicy są ciekawi tego typu tekstów, to będę mógł wydawać na razie krótsze teksty właśnie w gazecie. A jeśli nadal będą ciekawić to dopiero wtedy mógłbym wydać coś dłuższego... - pokręciłem głową, dodając zaraz: - Ale to bardzo pozytywny scenariusz! Nie mam zielonego pojęcia jak czarodzieje zareagują na takie wyznania, nie wiem czy ktokolwiek lubi czytać o tym jak nietolerancyjna jest jego rasa...
Offline
Zagryzłam mocno wargę, myśląc przez chwilę.
- Hm... być może masz rację. Nie myślałam o tym w ten sposób - przyznałam się do swojego niedopatrzenia i wróciłam do jedzenia.
Zastanawiałam się nad tym co mogłabym zrobić w tym temacie, aby Zaffowi było łatwiej.
- Zaff - szepnęłam oświecona. Aż oczy mi się szerzej otworzyły, gdy na niego popatrzyłam. - A może wolontariat? - zasugerowałam, uśmiechając się do niego. - Sama chodzę od czasu do czasu. Czy to dzieci, czy seniorzy, czy zwierzątka domowe... Lub jakieś prace związane ze sprzątaniem lub pomocą w domu? - mówiłam dosyć podekscytowana. - Oczywiście poszlibyśmy razem, ale to zawsze jest mile widziane. No i miałbyś dodatkowe tematy do felietonów, mógłbyś napisać ich całą masę! - powiedziałam pełnym emocji głosem, czekając na reakcję wampira.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, kiwając z wolna głową.
- Może...? Sam nie wiem, musiałby się przestawić na dzień, ale... to dobry pomysł - przyznałem. - Miałbym dużo materiałów do tekstów, choć boję się trochę jak mogą reagować na wampirzego wolontariusza - zamruczałem. - Ale czemu by nie spróbować - zamyśliłem się na ten temat.
Offline
- Będę razem z tobą i poręczę za ciebie - zapewniłam go, od razu zakładając, że wszystko się uda. Bo czemu miałoby się nie udać? Niesienie pomocy nie powinno być odrzucane. - Wiesz, na początek możemy zacząć od jakiegoś sprzątania, czy zbiórek pieniędzy... A gdy będziesz miał miał czym pochwalić się dalej, to zaczniemy robić coś, do czego potrzeba czarodziejom więcej zaufania do ciebie. Będą się do ciebie powoli przekonywać... Tak jak na siłowni! Tam wszyscy cię już lubią, a gdy jest ktoś nowy, tłumaczą mu jak sprawy się mają. Mówią, że jesteś dobry. - Uśmiechnęłam się wesoło, podrygując nogami z radości. - Będzie super! Zobaczysz.
Offline
Zawahałem się, żując powoli, a gdy przełknąłem popiłem wodą kawałek. Musiałem t przemyśleć, nieco poważniej niż się Elli wydawało, obcowanie z czarodziejami w moim wypadku nie było takie oczywiste. Widziałem oczami wyobraźni kolejne czarne scenariusze, że zbierając na jakiś dobroczynny cel, wszyscy omijają mnie szerokim łukiem. Albo dzieci, którymi miałbym się opiekować też ode mnie uciekają...
- Może sprzątanie w parku nie byłoby takim złym pomysłem - przyznałem z lekkim uśmiechem, bo jednak pomysł Elli nie był zły. Potem spuściłem wzrok znów na burgera, wspominając to co mówiła o siłowni. - Tam panuje trochę inna atmosfera... Czarodzieje którzy tam przychodzą w większości umieją się sami obronić, nawet bez pomocy magii, widziałaś tego wielkiego gościa, który mi asystował przy ciężarach? - parsknąłem. - Kiedy przyszedłem tam pierwszy raz ćwiczyłem z boku, a dopiero on pierwszy do mnie podszedł pytając jak silny jestem i czy mu pomogę założyć ciężarki na sztangę - westchnąłem z lekkim uśmiechem, wspominając ich szok gdy bez problemu uniosłem dwa talerze jednocześnie. - Byli ciekawi i nie czuli zagrożenia ode mnie, wiedzieli, że jest ich więcej, gdybym czegoś spróbował... A teraz jestem już maskotką tej siłowni - parsknąłem śmiechem, kończąc już burgera. - Ale zwykli czarodzieje, chodzący po ulicy... boją się mnie...
Offline
- Wiem skarbie - szepnęłam ze smutkiem. - Nie sprawimy, że nie będą, ale możemy... Możemy próbować coś na to zaradzić. Jakieś środowiska będą chciały cię poznać i zrozumieć. Dwie najmocniejsze nasze cechy to strach i ciekawość. Więc... Jeśli ktoś będzie wystarczająco ciekawy to w końcu przestanie odczuwać strach. Jak ten chłopiec z centrum handlowego! - przypomniałam mu znów o tej sytuacji. - Będzie tego więcej... Zaff...? Wyniesiemy się stąd - obiecałam, wycierając dłonie w chusteczkę. - Słyszysz? - szepnęłam, patrząc na niego intensywnie. - Zrobię co w mojej mocy, by tobie żyło się dobrze - zapewniłam go z powagą.
Offline
- Nie rób nic wbrew sobie, kochanie... Już i tak robisz za wiele sobie sprzecznych rzeczy - westchnąłem, mając rzecz jasna kłamanie rodzicom i chodzenie cały czas smutna... Boli mnie jej smutek, bo wiem, że te usta powinny się uśmiechać. - Przyjechałem tu dla ciebie, postawiłem wszystko dla ciebie, ale nie rób czegoś, przez co będziesz smutna, bo sobie nie wybaczę - westchnąłem tylko, i wstałem od stołu, by odnieść naczynia. Sięgnąłem po kieliszek i nalałem sobie wina, które całkiem nieźle udawało moją krew. Nie niosło może za sobą takiego przypływu energii, jednak to było zawsze coś.
- Kocham cię - przypomniałem. - Może namówię kilka osób, z którymi jestem bliżej z siłowni? Jak inni zobaczą, że czarodzieje mogą się do mnie normalnie zwracać na pewno złagodnieją - dodałem, żeby poprzeć jej pomysł jakoś i przekonać, że naprawdę możemy tak robić.
Offline
- T-tak... To byłby dobry pomysł. Może zaprosimy ich na wspólne wyjście? Do jakiejś restauracji, wieczorem? - zasugerowałam, starając się rozweselić ponownie i jakoś rozchmurzyć. Choć miałam wrażenie, że nad moją głową wisi granatowa chmura burzowa, która tylko czeka na najmniej odpowiedni moment by oblać mnie lodowatym deszczem.
Offline
- To nie jest taki zły pomysł, ale to może innym razem. Dziś chcę mieć wieczór tylko z tobą. Rezerwuję sobie go sobie - oświadczyłem s uśmiechem popijając wino, a następnie odstawiając kieliszek na bok by oprzeć się na dłoni i popatrzeć maślanymi oczami na Radellę. - Ciężko pracowaliśmy przez dłuższy czas, zasługujemy na odpoczynek we własnym towarzystwie.
Offline
Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam potakująco głową.
- Tak... Masz rację, wybacz. Ja po prosu... Wciąż szukam sposoby aby było ci choć odrobinę lepiej, gdy nie mogę być przy tobie - wyjaśniłam, zadzierając głowę do góry i patrząc z dołu na wampira. Uśmiechnęłam się lekko. - Zależy mi na twoim samopoczuciu...
Offline
Uśmiechnąłem się czule i pochyliłem się do jej... czoła. Czoła, nie ust, bo od ust bym się już nie odsunął, znałem siebie dość dobrze.
- Moje samopoczucie jest doskonałe, kiedy wiem, że ty też chodzi z uśmiechem na ustach - oświadczyłem spokojnie czarodziejce. - Nie martw się Ella, teraz jest coraz lepiej. Naprawdę z dnia na dzień słyszę mniej obelg, skupiam się na pracy, a jeśli rubryczka w piśmie wypali to będę naprawdę na początku drogi do... cóż, do osięgnięcia szczęścia.
Offline
- Chcę ci pomagać - upierałam się, poruszając się niespokojnie na krześle z wciąż zadartą ku górze brodą. - Zależy mi na twoim szczęściu - upomniałam się uparcie i uśmiechnęłam szeroko. - Staram się być wciąż pozytywną, bo wiem, że jesteś gdzieś obok, że jeśli stanie się coś, to mogę przybiec do ciebie, ale mam sobie samej za złe, że kiedy będzie odwrotna sytuacja ty... Ty musisz czekać na mnie. - Westchnęłam ciężko. - To trudne. I niesprawiedliwe. Nie powinno tak być
Offline
Westchnąłem cicho i przyklękłem przed Ellą, by nie zadzierała już tak głowy do mnie.
- Kochanie, nie przejmuj się już tym więcej proszę - powiedziałem. - A przynajmniej dziś. Dziś możemy sobie spokojnie wyobrazić, że wszystko jest tak jak być powinno, my jesteśmy razem, jesteśmy w miłym, przytulnym mieszkanku i nie musimy się śpieszyć jak szaleni... - uśmiechnąłem się czule do swojej ukochanej.
Offline
Odwzajemniam uśmiech i objęłam ostrożnie jego szyję ramionami, pochylając się do niego aby się przytulić.
- Wciąż rozmawiamy o smutnych rzeczach... Przepraszam. Trochę mnie to wszystko przerasta i nie do końca wiem jak sobie z tym radzić. Jak sobie radzić z naszą sytuacja - wyjaśniłam spokojnie, łapiąc głęboki oddech.
Pogładziłam wampira po karku i szyi, aż w końcu wplatalam palce w jego włosy.
Offline
- Jak sama słusznie zauważyłaś, że to nasza sytuacja, a jeśli jesteśmy w tym razem, to na pewno jakoś sobie z tym poradzimy - podsumowałem, wtulając się w jej dłonie z czułością. - Kochanie... będzie dobrze. Czuję to i jestem dobrej myśli - powiedziałem jej miękko. - Na pewno sobie jakoś poradzimy, a póki co... musimy żyć z tym co mamy, a mamy kilka spotkań na tydzień, a dziś wyjątkowo dłuższe... to jest powód do radości - uznałem szczerze.
Offline
- Wielki powód - szepnęłam, muskając wargami jego usta. - Hm, czuję wino - mruknęłam, marszcząc zabawnie nosbi znów muskając jego usta swoimi. Smak był na tyle intensywny dla mnie, że dobrze go czułam nawet jeśli kosztowała go tylko z jego ust.
Offline
Zaśmiałem się cicho.
- Wybacz, ostatnio czasem sobie sączę... - przyznałem. - Przeszkadza ci to? - zapytałem jeszcze, przyglądając się z dołu Elli. Jej oczy ślicznie błyszczały, a usta... Lubiłem jej usta, jej pełne usta, uśmiechające się niewinnie. Niewinnie, a za razem... Nie do końca niewinne, sam nie wiem jak to ująć, ale coś takiego było w jej spojrzeniu, że czułem iż nie przeszkadza jej ten posmak wina.
Offline
- Nie... Chyba mi nie przeszkadza - szepnęłam, odwzajemniając radosne spojrzenie Zaffa. Choć ja wpatrywałam się w jego oczy, a on w moje wargi, które coraz mocniej rozciągały się w uśmiechu. - Nie przeszkadza mi - powedziałam już pewniej, gładząc go delikatnie po twarzy. - To po prostu... - Wzruszyłam ramionami. - Nie pije alkoholu, więc ten smak... No wiesz. - Zaśmiałam się.
Offline
- Wiem, nie znasz go... Pewnie nie najlepiej zareagowałabyś na taką jedną lampkę, jaką piję dla przyjemności - zachichotałem. - Nie próbujmy tego. Wino pomaga mi trochę zastąpić apetyt na krew - wyjaśniłem. - Miły zamiennik, ale nie musisz się przejmować. Wypiję z ciebie znów, kiedy znów będziesz w pełni sił - posumowałem.
Offline