Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zachichotałam.
- Poradzimy sobie że wszystkim, lepiej lub gorzej, ale sobie poradzimy... - szepnęłam uśmiechnięta, przechylając głowę na bok. Wciąż nie odrywając od niego wzroku. Mogłabym go słuchać i słuchać. Wplątywał mnie teraz w swoje życie, na razie tylko w słowach ale znalazłam Lorenzo tak dobrze, że byłam pewna, że przekuje je w czyny.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, ciesząc się z wiary jaką we mnie pokładała. Czułem się odpowiedzialny za ten związek, za nią, za jej szczęście i... i chyba troszkę w końcu byłem. Albo inaczej - oboje byliśmy odpowiedzialni, jeśli miało nam wyjść coś, to zdecydowanie musimy działać razem nad tym wszystkim, nad uczuciem.
- Hej, Sanna? - uśmiechnąłem się czule. - Kiedy będziesz miała do mnie jakąś wątpliwość czy pytanie to nie bój się go zadać. Albo... albo jak znów będę za mocny w seksie, albo się rozochocę i ciągle będę chciał, albo poczujesz się do czegoś zmuszana to powiedz mi o tym. Po prostu upomnij, doprowadź do porządku, jasne? Pamiętaj o tym - powiedziałem łagodnie.
Offline
- Teraz to ja cię będę męczyć seksem - oznajmiłam, uśmiechając się znacząco do wampira. Byłam o tym przekonana. - Moja chcica tylko będzie się nasilać, daj mi się porządnie rozgrzać... Jest mi z tobą miło ale no wiesz... Muszę się przyzwyczaić do wszystkiego - zauważyłam, uśmiechając się łagodniej. - Będę się upominać o swoje, o to się w ogóle nie martw... Hmmm... Na przykład o dłuższe spotkania? Bo... Znaczy wiem, że może to nie wyjść, ale gdybym na przykład wpadała do ciebie do domu? Na noc? W sensie - zasmialam się mimowolnie z siebie - na spanie? W piątki wieczorem... Sobotę byśmy mieli całą dla siebie. I może sobotni dzień... Myślisz, że twoi rodzice by się na to zgodzili...? - nagle bardzo się rozmarzyłam.
Offline
Uśmiechnąłem się rozbawiony.
- Przypominam, że mam duży dom, a oni wiedzą w jakim jestem wieku, no i... - wzruszyłem ramionami. - Oczywiście, że będziesz mogła przychodzić. Kiedy tylko zechcesz, jak często i na jak długo, a szczególnie teraz kiedy moim jedynym obowiązkiem jest chodzić na bale i rozmawiać z różnymi istotami, a poza tym mam wolne no i... Nie widzę lepszego wykorzystania czasu niż z tobą - przyznałem szczerze z rozbawieniem. Potem złapałem wilczycę za biodro i sprawnie, napojony wcześniej krwią, posadziłem ją sobie na kolanach okrakiem. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Na spanie, na siedzenie, na spotkania w bazie, na leżenie i patrzenie się sobie w oczy, albo długie całusy, na przyjemności... Wszystko jest możliwe.
Offline
Położyłam dłonie na jego barkach i postarałam kciukami, uśmiechając się do niego.
- No tak... Duży dom, wasze wampirze zwyczaje... Ale to nie zmienia faktu, że jestem śmierdzącym wilkiem, nie rób takiej miny! Jestem - zaznaczyłam i roześmiałam się wesoło. - Mówię fakty - dodałam i kontynuowałam dalej: - I wracając do rzeczy... To twoi rodzice mogą być w końcu chyba no... Niezadowoleni. Ja naprawdę mam zamiar być z tobą jak najwięcej, wiem że jeszcze nie możemy być ze sobą ciągle, ale na to też coś mogę zaradzić.... Zaradzimy oboje, w lepszym czasie. - Pochylilam się ku niemu i traciłam nosem jego nos.
Offline
- Mój tata został jako dziecko obiecany pewnej wampirzycy, a mama nie wierzyła w miłość... widząc mnie tak zakochanego w tobie tylko ich uszczęśliwię, bo zobaczą jak dobrze wychowali swoje dziecko, na pełnego miłości wampira - wyjaśniłem spokojnie, całując ją czule w usta. Potem uśmiechnąłem się miękko. - I nie śmierdzisz. Nosisz mój zapach, już od dawna, moim rodzicom on nie przeszkadza, mamie w ogóle, bo wychowała się wśród mieszanych rodzin, a tata spotyka się teraz z najróżniejszymi istotami więc już od dawna nie wydziwia - zapewniłem. - Sanna, chodzi mi o to, że jeśli tylko tego pragniesz... To przychodź do mnie jak często chcesz, naprawdę nikt z mojej rodziny nie będzie miał tego za złe... - zaraz po tych słowach pocałowałem ją jeszcze raz. - A co z twoją rodziną, hm...?
Offline
Zmarszczyłam lekko brwi,wodząc wzrokiem po jego twarzy. Przygryzam wargę, układając w głowie ładną odpowiedź.
- Odkąd powiedziałam rodzicom, że to ty... Że jesteś wampirem, to chyba... - Wzruszylam ramionami. - Chyba rozumieją, że nie mogę być już z nimi. Nie wiem do końca, pewnie powinniśmy usiąść i porozmawiać na poważnie. Ale na razie nie chce. Sam wiesz,że wolę odkładać poważne rozmowy na później. Taki już mój urok! - Uśmiechnęłam się krzywo. - Ale... Raczej nie powinni mnie zatrzymywać. - Pogladzilam wampira delikatnie po twarzy. - Jeśli by spróbowali mnie odcienie teraz oddzielić, to naprawdę się pochoruje - powiedziałam, parskają śmiechem, jednak testowa były totalnie na poważnie. - Muszę być z tobą,ale ty niezbyt możesz być z nami. Jako moje serce będziesz mógł wejść do watahy i przeprowadze cię przez miasto, pokaże ci je, i miejsce w którym się wychowałam... To jest możliwe. Ale żebyś tam zamieszkał ze mną? - Skrzywiłam się. - Raczej sam byś tego nie chciał - zauważyłam.
Offline
Skrzywiłem się lekko, niechętnie kiwając głową.
- Szczerze mówiąc bałem się, czy nie będziesz chciała mnie o to prosić, ale... hah, cóż - uśmiechnąłem się delikatnie. - Nawet jeśli jestem trochę dziwnym wampirem, to nie dałbym rady mieszkać w lesie na stałe, po prostu - mruknąłem i popatrzyłem czule na wilczycę. - Jeśli będziesz chciała, albo przygotujesz się sama na to by zaprowadzić mnie do wioski... po prostu powiedz, a ja z chęcią zaprezentuję się najlepiej jak umiem - obiecałem, następnie wtulając się w dłoń Sanny, którą obejmowała moją twarz.
Offline
Zachowywał się jak kot, który spragniony pieszczot lasi się do człowieka. Zasmialam się do siebie.
- Wiem, że zaprezentujesz się z najlepszej możliwej strony, Lorenzo - szepnęłam. - Hmm... Czy ty... Chciałabyś już poznać moich rodziców? - upewniłam się,zastanawiając się teraz,jak szybko powinnam zorganizować takie pierwsze spotkanie. Może powinnam już zaraz zacząć nad tym pracować? Nie miałam daleko do Alfy, by spytać się go formalnie o pozwolenie, by wprowadzić swoje serce do watahy... Jednak myślę, że gdyby moja mama nim nie była, to było by mi jakoś tak lżej. A tak to będę musiała i matce i Alfie powiedzieć to na raz, bo jakby nie patrzeć, są jeda i ta sama istotą.
Offline
Zawahałem się, wzruszając ramionami i skinąłem głową powoli.
- Hej... Znaczy ja... Nie wiem, chyba bym chciał, chciałbym w końcu zobaczyć twój dom, watahę, poznać rodzinę osobiście... Chociaż krótko - przyznałem szczerze ale zaraz popatrzyłem na nią z powagą. - Ale kiedy ty będziesz gotowa, rozumiesz? To też od ciebie wymaga no... Wielu emocji, więc poczekam, aż uznasz ze to dobry moment, a kiedy powiesz ze idziemy... To będę gotowy.
Offline
- Pewnie zawsze będzie dobry moment tylko ja będę go odwlekać w nieskończoność - baknelam, wywracając oczami. Potem na chwilę sobie przerwałam,no i z oczywistych powodów przerwałam też wampirowi, bo zamiast skupić się na mooweniu, całą uwagę poświęciłam pocałunkom. Lorenzo zamruczał z zadowoleniem, zaciskając palce na moich biodrach.
Offline
Pozwoliłem się ciągnąć pocałunkowi, a kiedy się skończył, zaśmiałem się cicho, kręcąc głową.
- A więc będę ci przypominać, okej? Zawsze jak się spotkamy, będę się pytał "Sanna, kochana, myślałaś o moich odwiedzinach w watasze?", a wtedy ty się zrobisz czerwona i obiecasz pomyśleć, aż pewnego dnia się złamiesz i zapytasz mamy - uśmiechnąłem się czule. - A potem pokażesz mi zakazane tereny wilkołaków, watahę, swoje ulubione miejsce... Wszystko co zechcesz, a ja będę wszystkim zachwycony - zapewniłem, zaciskając dłoń na jej pośladkach.
Offline
Patrzyłam na niego, ale prawie go nie słyszałam. Moje zmysły wyostrzyły się jedynie na wzrok. Obserwowałam jego radosną, promienną twarz. Tak, tak, promienną, bo mimo swojej bladości było w nim coś tak niesamowicie ciepłego, że rozgrzewało mnie w taki miły sposób. I nie do końca miałam tu na myśli podniecenie, choć i to było prawdą, ale... Chodziło o trochę inny rodzaj ciepła.
- Mhm... A mógłbyś jeszcze raz nazwa mnie kochaną? - zapytałam rozmarzona, gdy przestał poruszać ustami. Bo właśnie na tym momencie się wyłączyłam: "...będę się pytał Sanna, kochana..." i dalej już nie miałam pojęcia co się działo.
Zamrugalam do niego, uśmiechając się słodko z prośbą wymalowaną na mojej twarzy.
Offline
Najpierw zmarszczyłem lekko brwi, ale zaraz zrozumiałem i zaśmiałem się cicho, kręcąc lekko głową i zsuwając dłonie z jej pośladków, a ułożyłem je na policzkach Sanny, by na nią spojrzeć dokładnie.
- Kochanie moje, Sanna...? Mogę ci to mówić częściej jeśli tak bardzo chcesz... Szczególnie, że zacinasz się podczas słuchania - zachichotałem.
Offline
Zmieniłam jeszcze bardziej, na co Lorenzo znów zaśmiał się łagodnie.
- Po prostu... Ty nie rozumiesz! Głupek - fuknelam zaraz się nieco ocknęłam. Również zasmialam się sama z siebie, kręcąc głową. Położyłam jednak dłonie na jego dłoniach, by nie odsunął ich od mojej twarzy. - Ty też jesteś moim kochanym - powiedziałam delikatnie, wpatrując się w wampira z uwielbieniem. - Kochanie moje... - powtórzyłam, tym samym łagodnym głosem, by zrozumiał dlaczego aż mnie ciarki od tego przechodzą.
Offline
Musiałem przyznać że pięknie to brzmiało i po prostu... od razu się uśmiechałem na myśl, że jestem jej kochanym, że jestem tym wybrańcem, którego będzie kochać do końca swoich dni, że naprawdę padło na mnie i teraz patrzyła na mnie z uwielbieniem i... Hah...
- Ładnie brzmi, to prawda - mruknąłem niskim głosem, nachylając się i całując wilczycę z uśmiechem w usta i był to pocałunek radosny, przesiąknięty miłością i bliskością. Prawdziwa magia...
Offline
Znów oddaliśmy się na chwilę tym drobnym pieszczotom, nie potrafiąc skupić się na obecnym temacie... Westchnęłam cicho, gdy znów popatrzyliśmy na siebie z nieco większej odległości niż kilka milimetrów.
- Cóż... O czym my to... - Zmarszczyłam mocno brwi. - Ah, wiem! Mówiłeś coś po tym "kochanie" ale... No, faktycznie trochę się zacięłam i nie mam pojęcia o czym mówiłeś... - wyjaśniłam.
Lorenzo pokrecil głową, chwilę się ze mną podroczył, a nastepnie wytłumaczył mi spokojnie, o czym wczesniej mówił.
Pokiwalam głową, myśląc chwilkę o tym, a następnie faktycznie poczerwieniałam,uznając że Lorenzo totalnie wstrzelił się w prawdę. Zapewne tak by właśnie było.
- Na pewno będzie ci się podobać. Choć pewnie szybko ci się znudzi. Chaty wilków są prawie że identyczne, nie to co wille wampirów, gdzie każda jest piękniejsza od poprzedniej. Wilki starają się żyć prosto, co przekłada się też na wygląd watahy.
Offline
- Wampiry to hedoniści, przede wszystkim skupiamy się na własnej wygodzie i naszym otoczeniu... Patrzymy głównie na siebie, tej cechy ciężko nam się wyzbyć - przyznałem szczerze, kiwając głową. - Ale ja myślę o innych, oraz jestem ciekawy innych, jak mieszkają wilki, jak wygląda wasz dzień, wasze obowiązki, szkoły.... no wiesz - uśmiechnąłem się miękko. - Jestem ciekaw ciebie, życia jakie prowadzisz kiedy akurat nie podniecasz pewnego wampira samym, ślicznym uśmiechem - uśmiechnąłem się lekko zadziornie.
Offline
Dobrze że siedzę bo by mi kolana kompletnie zmiękły po tym jego uśmiechu. Wzięłam głęboki oddech i powoli pokiwalam głową.
- Jak sobie żyje, gdy akurat nie zadręczam cię swoją osobą... - mruknelam, przekręcając jego słowa i uśmiechając się do niego przy tym psotnie. - Cóż... Powinnam ci to pokazać jak najsprawniej. Pewnie o wiele lepiej by było, gdybyś nie musiał się mnie o to prosić. Poza tym... Dla mnie to też mega ważne. - Zagryzlam wargę. - Pamiętasz jak nie chciałam tak z marszu przychodzić do ciebie na kolację? - przypomniałam mu. - Nie wiem jak ty to przeżyłeś, przedstawianie mnie swoim rodzicom w takim spokoju. - Pokrecilam głową z uśmiechem.
Offline
Uśmiechnąłem się lżej, wzruszając ramionami.
- Mówiłem ci, inna kultura, inaczej mnie wychowano i rodzice inaczej mnie traktują. Ale jeśli chodzi dokładnie o uczucia to dają mi wolną rękę. Poza tym nie boję się rodziców, wiem, że są cudownymi istotami, tak po prostu, że będą szczęśliwi, kogokolwiek bym nie przyprowadził... - westchnąłem cicho. - U ciebie wszyscy wiedzą kim jestem. Obcym, wampirem, sercem wilczycy... trochę niespodziewanym, nieoczekiwanym... cóż... Inne nastroje, to pewne - mruknąłem, doskonale wiedząc, że to ja jestem problemem.
Offline