Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Naprawdę przepadałem w pracy. Chyba tego potrzebowałem. Skupić się na czymś logicznym, czyms co nie było łatwe, ale było zdecydowanie prostrze od życia codziennego. To trzeba było policzyć, a liczby nie oszukiwały tak jak ludzki umysł. Raczej nie zawodziły cię, nie gubiły. Coś się albo mieściło w odpowiednim przedziale albo nie. Kreska była albo prosta albo krzywa, i już. Po całym dylemacie...
- Hm? - Zmarszczyłem brwi, wodząc wzrokiem od kubka herbaty, przez dłoń która właśnie postawiła go na moim biurku, przedramię, ramię, szyję... - Oh, dziękuję Vincenie - szepnąłem, uśmiechając się lekko i prostując na chwilę plecy, a następnie, sięgając po kubek jedną dłonią a na drugą zerkając by sprawdzić godzine. - Oh... Późno się zrobiło.
Offline
- Zgadza się, późno - przyznałem z nutką rozbawienia. - Przyszedłem ci o tym przypomnieć. Oraz o tym, że późny obiad jest gotowy, więc jak dotrzesz do momentu gdzie możesz sobie zrobić przerwę, to w kuchni czeka gotowa porcja specjalnie dla ciebie - dodałem i pocałowałem go w czubek głowy z czułością, głaszcząc po ramionach. - Będę w kuchni - dodałem z lekkim uśmiechem i zostawiłem go już sam na sam z jego liczbami. Odwróciłem się na momentu mijając próg, a kiedy zobaczyłem, że Aiden nadal na mnie patrzy, zaśmiałem się cicho i mrugnąłem do niego rozbawiony, idąc do kuchni spokojnie.
Offline
Jeszcze przez chwilkę patrzyłem na niedomknięte drzwi, potem jednak westchnalem i skupiłem się na dokończeniu tego co zacząłem, by nie zostawiać tego w połowie. Zajęło mi to dłuższą chwilkę. I dopiero wtedy wstałem z miejsca, gasząc światła i zaglądając do kuchni.
- Wybacz... Ten weekend był jednak trochę za bardzo "wolnym" weekendem - stwierdziłem żartobliwie i usiadłem na krześle, zerkając na Viniego. - Muszę jeszcze chwiele posiedzieć... Hmm, bardzo dobrze - szepnąłem, gdy już zacząłem jeść.
Offline
Zacząłem już jeść swoją porcję, kiedy Aiden do mnie dołączył. Uśmiechnąłem się czule do mojego mężczyzny.
- Rozumiem, praca goni... Leniwa sobota i późna pobudka w niedzielę nie była aż tak dobrym pomysłem - parsknąłem pod nosem. - Ale w porządku, wiem że masz dużo pracy. Tylko nie zapomnij o odpoczynku - uśmiechnąłem się czule. - Ja też na moment usiądę jeszcze do pracy, nie będę ci przeszkadzać - zapewniłem go miękko.
Offline
- Nie przeszkadzasz mi, Vini, spokojnie - szepnąłem, wzdychając. Zerknalem na swój talerz i zmarszczyłem lekko brwi. - Co powiesz na wieczorny spacer? - spytałem, zerknąć na mężczyznę i wracając do jedzenia. - Dla zachowania zdrowego umysłu - dodałem z lekkim rozbawieniem. - Ja... Osobiście uważam, że cały weekend był bardzo dobrze zagospodarowany czasowo. Zmieniłbyś coś? - spytałem, unosząc brew.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze rozbawiony tym pytaniem. Bo było doprawdy komiczne.
- Nie, sądzę że wykorzystaliśmy czas naprawdę znakomicie - przyznałem z nutką rozbawienia. - I nie poprawiłbym czegokolwiek - pokiwałem głową z przekonaniem, jedząc spokojnie kolację. - Spacer brzmi w porządku, podoba mi się ten pomysł. Przewietrzymy się przed snem na zdrowie i oczyścimy głowy - pokiwałem głową.
Offline
Zaśmiałem się krótko. Zjedliśmy spokojnie obiad i wróciłem do pracy, trochę mniej chętnie niż rano,bo jednak już czułem zmęczenie ale naprawdę chciałem dokończyć, zależało mi na tym. Nie przepadałem za niedokończonymi sprawami, czy zadaniami. Mieć wszystko jasne — to był stan, gdzie czułem się pewnie i spokojnie.
Wieczorem tak jak mówiliśmy, poszliśmy na spacer.
- Ah, znów zima nadchodzi... - mruknąłem pod nosem. - Będzie mi brakować słonecznych dni, ah, już mi ich brakuje - mruknąłem, wzdychając cicho.
Offline
- A więc jesteś bardziej ciepłolubny, niż zimnolubny? - zachichotałem, chowając ręce do kieszeni. Tak było łatwiej nie starać się "przypadkiem" trącać dłoni mężczyzny. - Hm, powinienem się domyślić, że ciepłolubny już po samej opaleniźnie. Mieszkałeś w okolicach Sydney prawda? Tam to faktycznie średnio z takim chłodem jak tutaj... - pokiwałem głową. - Ja jestem bardziej z południa, czasem temperatura spadała - wyjaśniłem zaraz i lekkim uśmiechem. - Ale w NY podobno spada też poniżej zera... - zamruczałem cicho.
Offline
Zmarszczyłem lekko brwi i również schowałem obie dłonie do kieszeni, spoglądając przed siebie.
- Wiem, wiem... Jestem mentalnie przygotowany na to, że będzie zimno. Troche mi się to nie podoba, ale z całą pewnością da się przywyknąć do niższych temperatur. Po prostu będę musiał to zaakceptować i ciepło się ubierać. Ale fakt... Lubię ciepło, od zawsze. - Uśmiechnąłem się lekko, kiwając głową. - Trochę denerwuje mnie to, że trzeba się ubierać w tyle warst, potem się z nich rozbierać - dodałem rozbawionym głosem.
Offline
Zachichotałem, kręcąc głową. O rany rany, był naprawdę najsłodszym człowiekiem na świecie...
- Tak, też mi się to nie podoba szczerze mówiąc. Lubiłem chodzić w rozpiętych koszulach, lekkich spodniach i czasami na boso - pokręciłem głową. - Ale się skończyło. No cóż, trzeba będzie się przyzwyczaić i dostosować. Zaopatrzyć w kilka swetrów... - skrzywiłem się lekko. - Ehh za dużo warstw, masz absolutną rację - pokręciłem głową. - Dobrze, że w mieszkaniu jest cieplutko... A jak się przytulisz do drugiego człowieka, to już w ogóle... - uśmiechnąłem się pod nosem.
Offline
Zaśmiałem się radośnie na jego słowa i wyciągnąłem dłoń z kieszeni by poklepać go po ramieniu w prosty, przyjazny sposób, a potem zaraz schowałem dłoń.
- Mój drogi, to zdecydowanie jedna z najlepszych i najprzyjemniejszych form ogrzewania się. Przynajmniej moim skromnym zdaniem - mruknalem żartobliwie i westchnalem cicho, zerkając w niebo. Było pochmurnie. Słabe światło latarni oświetlało budy ki, ulice i nasze twarze. Klimat był cudowny ale czasami tęskno mi było za rodzinnymi stronami.
Wróciłem spojrzeniem do Vincenta.
- Przywyknie my do zimna. Mozemy pójść kupić jakieś ciepłe swetry. Ostatnio widziałem, że coraz więcej wystaw jest nimi przepełniona.
Offline
- Nowy Jork się przygotowuje już na chłód - zaśmiałem się cicho. - Tak, możemy się przejść... - przystanąłem zamyślony, czy moje fundusze dadzą radę. Najwyżej odłączę się od Aidena i przejdę się do sklepów z używaną odzieżą i tam znajdę coś ciekawego. Jak to mama mówiła "ładnemu we wszystkim do twarzy". Potem chwilkę milczałem, zerkając na Aidena z czułością.
- Jutro rano nie muszę uciekać wcześnie. Będę pracował popołudniami, odpuszczę poranne zmiany - wyznałem Aidenowi swoją decyzję odnośnie ograniczenia pracy w manufakturze. Spróbowałem jednak przybrać dobrą minę do złej gry. - Więc... na spokojnie razem wypijemy kawę i przygotuję nam drugie śniadanie.
Offline
Kiwnąłem głową.
- Wiem, że zależy ci na zarobkach ale mimo wsyztsko cieszę się z twojej decyzji. Myślę że jest bardzo odpowiedzialna - wyraziłem swoje zdanie na ten temat, jedynie zerkając przelotnie w kierunku mężczyzny. - I cieszę się na spokojne, poranne kawy wraz z tobą - zaznaczylem już pogodniejszym tonem.
Offline
- Też się cieszę... I pewnie pójdzie mi to na zdrowie. No i będę mógł spędzać więcej czasu z... - chciałem powiedzieć "z tobą" jednak akurat obok nas przechodziło małżeństwo. Ugryzłem się więc w język i po prostu chwilę przemilczałem. Ostrożność... Eh. Nie lubiłem jej właściwie.
- Wiesz o co mi chodzi - skwitowałem, kiwając głową ze słabym uśmiechem. - Coś wymyślę jeśli chodzi o zarobki, spędzę tu więcej czasu, to lepiej poznam tutejsze obyczaje i potencjalne miejsce zarobku...
Offline
- Dokaldnie. Dopiero zaczynamy się odnajdować w tym mieście. Aklimatyzujemy się - podkreslilem, zerkając za siebie, ale zaraz wracając wzrokiem przed siebie. - Czasami masz dużo, to pewne. Oboje mamy go naprawdę sporo. No i nie jesteś sam, Vini, a to znaczy, że nie musisz radzić sobie ze wszystkim sam - przypomniałem mu łagodnym głosem.
Offline
- Ale dam sobie radę - upierałem się dalej. Zaraz potem westchnąłem i pokiwałem już spokojniej głową. - Ale nie odtrącę pomocnej dłoni - dodałem łagodniej, uznając pewne oczywiste prawdy takie jak mój stan finansowy. - Mamy czas... Naprawdę nie wiesz jak dobrze to słyszeć - uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na mężczyznę obok. - Zapalimy? Tylko jednego, potem już wracamy do mieszkania...
Offline
Pokręciłem głową.
- Ja nie wziąłem ani papierosów, ani zapalniczki, a z tego co pamiętam, to chciałeś ograniczyć palenie... - Spojrzałem na niego podejrzliwie, marszcząc brwi. - Więc po co byś nosił przy sobie papierosy? - spytałem znacząco. - Pamiętam, że ci to obiecałem - powtórzyłem. - A ja dotrzymuje obietnic.
Offline
Westchnąłem cicho i pokiwałem głową.
- Nie mam, liczyłem, że ty może masz, a skoro tak... - pokręciłem głową. - Wybacz, odruch. Zaczynam się łapać na takich odruchach - przyznałem szczere i zacisnąłem dłonie w kieszeniach mocniej. - W takim razie przejdźmy po prostu uliczką do głównej drogi i wrócimy po prostu... Jest już całkiem późno, a nawet jeśli nie muszę wstawać wyjątkowo wcześnie, wolałbym być jednak się porządnie wyspać... Albo przynajmniej powylegiwać się dłuższą chwilę obok ciebie w łóżku...
Offline
- To jest jak najbardziej możliwe - mruknalem i sam przyłapałem się na swoim własnym odruchu. Chciałem wyciągnąć dłoń z kieszeni i pogładzić Vincenta po ramieniu pocieszające, by zaznaczyć moje wsparcie. Ale zaraz schowałem rękę znów "w bezpieczne miejsce", wbijając wzrok w chodnik przed sobą. - Hm, spokojne poranki są... Mile - zepnalem, podnosząc znów wzrok i zerkając w prawo. - Polubisz je - zapewniłem i kiwnąłem dłonią w tamtą stronę. - Chodźmy test do dom - zaproponowałem.
Offline
Pokiwałem potulnie głową, choć widziałem jego wahanie, nutkę zagubienia. Nawet nocą, gdzie prawie nikogo nie było, poruszaliśmy się tu jak dzicy... Nienasyceni zakochani, którzy trzymaliby się cały czas za rękę, całowali, wpatrywali sie w siebie z miłością, by powiedzieć całemu światu że tak, uwielbiam go. Ale my nie mogliśmy.
- Na pewno mi się spodobają - zaśmiałem się cichutko. - No wiesz, większość rzeczy, która wiąże się z tobą mi się podoba, a jeśli wiąże się zaraz z tobą jak i porannym tuleniem się, całuskami...? - mówiłem niemal pod nosem, tak by tylko Aiden to usłyszał.
Offline