Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Skrzywiłem się lekko, przesuwając palcem po szyi Vivian, po jej ramieniu, gdzie była blizna po ukąszeniu, albo niżej do łokci, gdzie były setki otarć. Nie mówiąc już o całych ciałach usianych w bliznach. Zaraz jednak uśmiechnąłem się lekko, nadal wodząc dłonią po ciele Vivi.
- Jakbyśmy byli kronikami... - powiedziałem cicho. - Zapisanymi tragediami i miłosnymi opowieściami, a podłożem tych historii była nasza skóra. Nasze życie... - zagryzłem wargę. - Czuję się dzięki tobie silny jak nigdy. Potrzebny i ważny... I nie żałuję utraty rodu, rodziny która mnie ignorowała, czy wygodnickiego życia. Dałaś mi wszystko co piękne... Ból, troskę, miłość... Siłę... - patrzyłem na nią z czułością i pragnieniem. - Dałaś mi wszystko, gdy nie miałem nic.
Offline
Przymknelam powieki i z uśmiechem słuchałam tych pięknych słów. Uchylilam je dopiero wtedy, gdy skończył i westchnęłam cicho.
- Wiem,że niczego nie żałujesz, ja też nie żałuję... Bez ciebie... Nic by nie miało sensu. Spędziłabym życie w klasztorze, trzymając się zasad i reguł które jedynie mnie ograniczały, a teraz? Teraz jestem potężniejsza i bogatsza niż jakikolwiek czarodziej w pramieniu wielu kilometrów - szepnęłam. - Gdyby któreś z nas zalowlom... To dziś by nas tu nie było.
Offline
- Tak... Ale nie wyobrażam sobie lepszego miejsca na ziemi, niż to u twojego boku - przyznałem szczerze i uśmiechnąłem się czule. - Chyba że ten obóz na północy, pamiętasz? Hah tam też było pięknie - zachichotałem cicho, bo tak zacząłem sobie radzić z bólem i strachem. Więcej się śmiałem, okazywałem więcej emocji niż jeszcze półtora roku temu. Na moje kły... Tak wiele się zmieniło, jednak jedno pozostało niezmienne, moje uczucie do Vivian. To szalone uczucie którego nie rozumiałem, a które stało się podstawą mojego życia...
Offline
- Tak, to było piękne miejsce... Niemal równe z naszym miejscem - szepnęłam, ale zaraz się spiepam i podciagnelam do pozycji siedzącej, tak samo zrobił Isaac, spoglądając w stronę, z której dobiegł hałas.
Z jednej strony byliśmy dla siebie czuli i dobrzy ale z drugiej... Bylismy niemal jak zwierzęta. Gdyby nie miłość, zapewne... Dawno byśmy zdziczeli do reszty a tak to jakoś udawało nam się zachować w Kairze zdrowe zmysły. Isaac szepnął, że to nic, a ja pokiwałam głową jeszcze przez chwilę patrząc w tamtą stronę i wzdychając znów położyłam się na trawie.
- Chce już dotrzeć do pałacu. Już naprawdę nieważne co się tam stanie... W końcu będziemy za murem. Bezpiecznym, grubym murem... - szepnęłam zmęczona, zamykając oczy i przecierając dłońmi twarz.
Offline
Westchnąłem cicho, przyznając jej bezgłośnie rację. Jednak zaraz zacisnąłem cicho usta i po dłuższym milczeniu odetchnąłem cicho.
- Czuję ich już - powiedziałem cicho. - Mimo, że są jeszcze wiele kilometrów stąd, czuję siłę pary królewskiej. Są w sile i w dobrych humorach, dlatego i ja jestem silny i tak ochoczy. Nigdy dotychczas aż tak mocno nie miałem wykształconych instynktów jednak teraz... Czuję jakbym był z nimi połączony. Jakby każdy wampir był z nimi połączony, z ich magią i potęgą. Od ich humoru zależy nasz nastrój, od ich siły zależy nasza siła... Są teraz silni. Czuję to niemal namacalnie - przyznałem szczerze i przymknąłem również oczy. - Też powinnaś poczuć ich magię, gdy będziemy się zbliżać. Emanują energią, czystą magią nocy... - dodałem.
Offline
- Czysta wampirza magia... - Pokiwałam lekko głową, na tyle, na ile pozwalała mu moją pozycja. - Jeśli jest tak potężna, to z całą pewnością można ją skupić nie tylko na skwerze umysłowej. Jestem tego niemal pewna, Isaac... Ze przy odpowiednim szkoleniu, i silny oraz zdyscyplinowany wampir mógłby posiąść podstawowe czarodziejskie umiejętności. Nie mówię, że stał by się magiem... To by były bardziej sztuczki. Ale brak ci na razie połączenia. W bezpiecznym środowisku... Pomożesz mi to sprawdzić? Popracujesz że mną nad tym, ukochany? - spytałam dociekliwość.
Ostatnie miesiące przyniosły mi dużo odkryć. W końcu zaczęłam dopracowywać moje zaklęcie ochronne, przed słońcem. Wiązało się to z wieloma niepowodzeniami. Ale testowałam je najpierw na sobie, jeszcze zanim zaczęłam to robić na Isaacu. Moja skóra też stała się wrażliwa na słońce, przez ten nocny tryb życia. Nie krzywdziły mnie promienie słoneczne, ale po leżeniu na trawie w południe potrafiło mnie sparzyć. Więc najpierw sprawdzałam na sobie, czy mnie poparzy. A potem cierpiałam, bo wiele razy nie wyszło, a zirytowany Isaac smarował mnie moimi tłustymi maściami, które zrobiłam właśnie z tego tytułu. Ale nie miałam zamiaru eksperymentować na nim. Co to to nie. Wolałam najpierw sama pocierpieć. Zresztą, pierwsza próba na Isaacu nie wyszła. Druga zresztą też. Okazało się że na niego trzeba zdecydowanie czegoś mocniejszego. I w końcu wymyślałam. Zaklęcie nie powinno niwelować skutków. Wręcz przeciwnie! Powinno przyciągać słońce a następnie obijać je od jego ciała. Bo przecież w naturze nic nie znika. Także przy kolejnej próbie pokryłam ciało wampira zaklęciem, które skrzyło się w słońcu. Nie puszczałam jego dłoni. Kontakt był tu jednak bardzo ważny, bo nie umiałam utrzymać zaklęcia na odległość, musiałam wciąż go dotykać, bo inaczej zaklęcie spadało...
Mój wampir pierwszy raz w życiu poczuł wtedy ciepło promieni słonecznych na skórze, które go nie skrzywdziły, a po prostu... Ogrzały jego wystawioną na słońce rękę. Pamiętam jego zabawne miny i uśmiech. Był niezwykle zafascynowany. Spróbowaliśmy tego jeszcze kilka razy. Było to jakiś trzy, czy cztery tygodnie temu... Tyle czasu opracowywać jedno zaklęcie! Ale jakie zaklęcie!
Isaac wiedział, jak bardzo zależy mi na tym by działać.
- Jedyne czego będę od ciebie chciała, to wyciszenia i medytacji, przez dłuższy czas... I tak zapewne ci się przyda, bo całym niepokoju i troskach, jakie nas dopadły po drodze do wampirzych władców.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze rozbawiony moja czarodziejką, która cały czas potwierdzała swoją wielkość i ciekawość.
- Z przyjemnością pomogę Ci w tych badaniach moja kochana - odparłem spokojnie. - Jeśli będę żył przy parze królewskiej to moja magia też będzie silniejsza... Może uda nam się odkryć jakieś magiczne właściwościach - westchnąłem cicho i pokiwałem głową w miarę spokojnie. - To będzie trochę straszne... Stanąć twarzą w twarz z władcami... Ale będę silny, nie martw się. Zapewnie nam azyl...
Offline
Westchnęłam cicho, milcząc przez dłuższy czas. Nie myślałam o niczym konkretnym, po prostu patrzyłam w nocne niebo.
- Teraz już nie mamy innego wyjścia. Musimy zrobić wszystko, by otrzymać azyl w zamku wampirów. Cokolwiek będą chcieli za niego w zamian, będziemy musieli dorastać im oczekiwaniom. Tylko tam będziemy bezpieczni - szepnęłam, sięgając po dłoń wampira i splatając jego palce ze swoimi.
Offline
- Wiem. Ale cały czas mam dobre przeczucia. Czuję to, każdą kroplą krwi w żyłach - zapewniłem ją twardo. - Król i królowa nas przyjmą... Mamy dla nich dary, mamy dla nich widzę i nasze oddanie... Zrobimy co będzie trzeba - westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się słabo. - Wybiła północ. Chcesz odpocząć w szałasie, czy jeszcze chwilę tu ze mną poleżeć? Dziś jest naprawdę wyjątkowo ciepła noc... - westchnąłem cicho.
Offline
Uśmiechnęłam się lekko.
- Twoje przecięcie było silne ponad pół roku temu, gdy ruszaliśmy w drogę. Ale dobrze, że to się nie zmieniło po drodze - szepnęłam, ściskając a następnie rozluźniając palce na jego dłoni. - Chce zostać tytaj... Odpocząć albo... Pójść się wykąpać w rzece? - zaproponowałam, pociągając się do pozycji siedzącej i zerkając z uśmiechem na Isaaca. - Chodź ze mną... - poprosiłam.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową, również się podnosząc się do pozycji siedzącej z zadowoleniem.
- Jasne, chętnie z tobą pójdę - powiedziałem spokojnie i podnieśliśmy się razem z ziemi by nadal trzymając się za ręce przejść nad rzekę. Była znacznie szersza, głębsza i miała bardzo leniwy nurt w porównaniu do strumieni z jakimi najczęściej się spotykaliśmy. Była krystalicznie czysta, oraz wzbogacona o jakieś minerały, jak mówiła Vivi, kiedy piliśmy z rzeki przegotowaną wodę. Mówiła, że to dobrze, a ja jej wierzyłem.
Kiedy stanęliśmy nad brzegiem, pierwszy zdjąłem. Z siebie koszulkę i odwiesiłem ją w gałęzie drzew. Mój tor był pokryty licznymi rankami i bliznami, nabrałem też jeszcze większej masy mięśniowej... Można by rzec, że wyglądałem naprawdę groźnie jak na prostego kronikarza. Uśmiechnąłem się lekko do Vivi, zdejmując spodnie powoli.
Offline
Zsynrlam z ciała lekką sukienkę, obserwując jak i mój ukochany się rozbiera. Kiedy zrzuciliśmy z siebie też bieliznę, złapaliśmy się znów za dłonie i wspólnie weszliśmy do rzeki. Była głęboką, ale na szczęście nie miała bardzo mocnego nurtu. Gdy stanęliśmy w wodzie po pas, zakończyłam dłonie i przetarłam nimi po ramionach mężczyzny, zwilżając je. Potem znów zakochałam dłonie i tym razem sięgnęłam do karku rozmasowujac go.
- Masz ochotę na trochę magi? - szepnęłam pytająco na ucho, ale nie czekałam na odpowiedź by działać. Życie w nocy, wiązało się też z wszechogarniającą ciemnością, która z początku bywała uciążliwa, teraz była normalnością... Kule wody, zaczęły wyodrębniać się i unosić nad wodą. Były różnej wielkości, a jakby w ich środku zaczynało zbierać się światło, rozjaśniając nam nieco okolice. - Podoba ci się?
Offline
Odetchnąłem cicho, rozglądając się wszędzie dookoła, patrząc na kule światła, na bańki które rozjaśniły okolicę.
- Jesteś moją miłością, moim światłem życia - zaśmiałem się szczerze, patrząc na Vivian z rozbawieniem, samemu ją obejmując. Przesuwałem mokrymi dłońmi, zwilżając jej ramiona i patrząc z nieopisanym uczuciem, na rozświetloną twarz Vivian. Dopiero teraz dostrzegłem wyraźnie zmiany. Ostrzejsze rysy, piękniejszą cerę... Była doskonała. A w dodatku, coraz bardziej... jak ja...
- Zmieniliśmy się - uśmiechnąłem się lekko, głaszcząc Vivi po policzku. - Wyglądasz... bardziej wampirzo. Czy ja mam w sobie więcej z maga?
Offline
Zaśmiałam się rozbawiona, wzruszając ramionami.
- Nigdy nie lubiłam innych magów, chyba nie wyglądali jakoś nadzwyczajnie - szepnęłam, wodząc wzrokiem po jego twarzy, tak jak on wodził wzrokiem po mojej. - Czy masz w sobie coś z czarodzeja? Być może... Choć ja widzę w tobie po prostu cudowną osobę. Jesteś wampirem, który kocha... Który naprawdę rozumie sens tych słów, wtej chwili... Zapewne rozumiesz miłość lepiej niż nie jeden czarodziej. A może nawet tak dobrze jak wilk? Trzegłeś mnie przez tewszystkie miesiące, jakby od tego zależało twoje życie - przypomniałam mu, kładąc dłoń na jego piersi, wyczuwając pod palcami bicie serca. - Twoim życiem nie włada już żądza. To wielkie osiągnięcie.
Offline
Uśmiechnąłem się, naprawdę czując wagę tej pochwały, dlatego spojrzałem z podzięką na moją Vivian.
- A twoim życiem nie włada strach i wycofanie - zauważyłem ciepło i nakryłem dłoń Vivian swoją dłonią. - Może nie włada mną żądza. Lecz ja nią władam. Wiem kiedy mogę pić i kiedy mogę cię dotykać i całować... To chyba pewien rodzaj... samokontroli, której wampiry nie potrafią zazwyczaj... - uśmiechnąłem się lekko. - Ty już od dziecięcych lat się mnie nie bałaś... przyjaźniłaś się ze mną, zakochałaś się... Wyjaśniłaś mi wszystko... - zagryzłem lekko wargę. - Wszystko tobie zawdzięczam.
Offline
- Wszystko stworzyliśmy razem. Ja się ciebie nie bałam, a ty mną nie gardziłeś - przypomniałam mu z uśmiechem. - Oboje ciężko pracowaliśmy, by doprowadzić do skutku to, co teraz... To co się teraz tak właściwie kończy. Zaraz zaczniemy jakiś nowy rozdział. Znów jest pod wielką niewiadomą. Ale przynajmniej mamy cel. Myślę że to między innymi on w dużej mierze pozwolił nam przetrwać. Jasny i klarowny cel, który nam wytyczyłeś. Śmierć sama w sobie przestała przerażać, ale życie bez ciebie... Już zdecydowanie tak. - Musnelam wargami jego usta, najpierw delikatniej, potem intensywniej.
Offline
Uśmiechnąłem się, oddając pocałunki i wydłużając je jeszcze trochę. Może i panowałem nad sobą, jednak było to całkiem kontrolowane okazanie swojego pożądania. Bo pragnąłem jej. Cały czas, całym sobą. Po prostu zmieniłem priorytety, na czas wędrówki. Czas wędrówki się jednak kończył. Miałem nadzieję, że wrócę do bycia prostym wampirem, przynajmniej częściowo, wraz z dołączeniem na dwór królewski.
- Oczywiście, że śmierć nie budzi strachu, gdy prawdziwie przerażające było by... życie bez ciebie - westchnąłem głęboko, nadal głaszcząc ją po smukłej szyi, jedną dłonią. - Myślę, że naszym celem, będzie po prostu kochać i zapisać się na kartach historii... - dodałem cicho.
Offline
- Zapisać na kartach historii... - szepnęłam, wpatrując się w szare oczy mojego wampira. - Myślisz że naprawdę nasza historia będzie mogła przetrwać, by... Jakieś pokolenie za kilka lat czytało o niej? O nas... - szepnęłam, opierając swoje czoło o jego czoło. - To będzie niesamowite. Szkoda, że nie będziemy mogli się dowiedzieć, co będzie dalej... Już po nas - mruknęłam. Nie mówiłam smetnie, wręcz przeciwnie, mówiłam z zapałem, ciekawością, pełna nadziei, że kiedyś ktoś przeczyta o nas, o tym co rozbiliśmy i poczuje się zmotywowany do działania, do tego, by isc przed siebie i brać to, co się chce wziąć. My wzięliśmy. Siebie.
Offline
- Opiszę naszą historię, tak prawdziwie jak tylko się da... - powiedziałem cicho, bo staliśmy tak blisko siebie, że nie było potrzeby mówienia głośniej. - Opowiem o trudzie, opowiem o kryzysach i złych chwilach, kiedy sądziliśmy, że nadchodzi nasz koniec... A przede wszystkim opowiem o wszechobecnej miłości, o tym jak okrutne jest kłamstwo, że nie moglibyśmy znaleźć wspólnego języka... - uśmiechnąłem się. - Na pewno za lata, za dekady czy za kilka wieków... na pewno kogoś natchnie ta opowieść... Historia zakochanych... - dodałem, trącając jej nos swoim nosem.
Offline
- Historia zakochanych... - powtórzyłam po nim jak zahipnotyzowana i wzielam głęboki oddech. - To nie tylko historia miłosna. To przede wszystkim historia o nas - stwoerdziłam, uśmiechając się, a wodne światełka zamigotaly radośnie. - Nie mówmy już nic, kochany - poprosiłam, dociskając swoje ciało do jego ciała. - Oddaj się na chwilę... Swoim instynktom...
Offline